To tylko przejściowa niepełnosprytność!

01/03/2015 | Twoja historia

Krzysztof Zakrzewski przeszedł udar w 2012 roku. Dziś – trzy lata później znów jeździ samochodem i pracuje. Brakuje mu tylko jego pasji – treningów Ju-Jitsu. Nie chce o sobie mówić „niepełnosprawny”. – Jestem tylko niepełnosprytny! – przekonuje.

miniatura2

Najbardziej boli go to, że nie może już robić tego, co zawsze kochał: naprawiać samochodów i trenować Ju-Jitsu w klubie „Pantera” w Brwinowie. Jego przypadek jest zresztą związany z klubem. Udaru doznał w czasie rozgrzewki. Poniedziałek 9 stycznia 2012, godzina 20:45. Ciało pana Krzysztofa złożyło się jak scyzoryk, nogi się ugięły i upadł na matę.


– Koledzy próbowali mi pomóc mówili do mnie, ja też myślałem, że im odpowiadam, potem okazało się, że mówiłem zupełnie niezrozumiale. Miałem szczęście, że to się stało w czasie treningu. Na ulicy ludzie mogliby mnie potraktować jak pijanego – opowiada.
Potem karetka, żona zabrała z klubu nie jego buty i kolega musiał w styczniu wracać z treningu na bosaka.

W tym najtrudniejszym życiowym momencie nie zawiedli go przyjaciele. Kiedy wrócił ze szpitala zorganizowali dla niego imprezę charytatywną. Dzięki kilku tysiącom złotych, które zebrali, pan Krzysztof mógł sobie pozwolić na spokojne dwa miesiące rehabilitacji.

Przejściowy etap

Warsztat samochodowy, który prowadził od 1980 r. wynajął, bo po udarze nie był już w stanie przyklęknąć pod samochodem, żeby go naprawiać, ale nie zrezygnował z jeżdżenia samochodem. Na własną prośbę przeszedł badania psychotechniczne w ośrodku szkolenia kierowców.

– Wszyscy się dziwili po co? No po to, żebym sam wiedział, czy mogę bezpiecznie prowadzić samochód. Teraz jeżdżę już bez problemu. Chyba że ruszamy w dłuższą trasę, wtedy prowadzi żona – mówi.

Pan Krzysztof wystarał się nawet samodzielnie o dotację na samochód z automatyczną skrzynią biegów, bo niewładna lewa ręka utrudnia mu jazdę z manualną.

– Jedyny problem, jaki miałem to to, że dali mi pięć dni na to, żebym ten samochód kupił, a ciężko jest kupić odpowiedni samochód w pięć dni przy dość skromnym budżecie – mówi.
Dalej też chodzi do „Pantery”, żeby jak mówi: „pochodzić sobie po macie”.

miniatura1

– Cały czas twierdzę, że to przez co teraz przechodzę, to tylko przejściowy etap, że kiedyś tam wrócę i będę znowu trenował – mówi Zakrzewski. Determinacji nie można się dziwić: choć zmagania na macie rozpoczął, żeby zająć się czymś w wolnym czasie, przed chorobą miał już na koncie drugi dan, czyli czarny pas i dwa mistrzowskie złote pasy z zawodów.

Każdy udar jest inny

Zdaniem pana Krzysztofa, każdy udar i każda historia chorego jest inna. Wspólne jest tylko to, że dla każdego udar jest życiową rewolucją. Na jednym końcu jest serdeczny znajomy, dyrektor szkoleń w firmie ubezpieczeniowej, którego poznał w warszawskiej Klinice Neurologicznej, który dość szybko wrócił do pracy i życia prawie tak, jak dawniej. Na drugim pani Ela, którą też poznał w szpitalu, a która została z problemem sama.


– Jest samotna, ostatnio powiedziała mi: „czekam jeszcze tylko kiedy mnie z mieszkania wyrzucą”, bo z rentą 800 zł nie daje sobie rady.

Wszystkich chorych, którzy trafiają na oddział udarowy łączy fakt, że nigdy wcześniej nie pomyśleliby, że coś takiego może ich spotkać.

– Ja sam przed udarem nie zdawałem sobie sprawy, że taka jednostka chorobowa istnieje. Wiedziałem, że są jakieś wylewy, ale udar niedokrwienny? – opowiada pan Krzysztof.
Najtrudniejsza chwila to ta, kiedy chory budzi się po udarze.

– Ciężko zrozumieć co się stało, dlaczego ciało cię nie słucha – opowiada pan Krzysztof. W przypadku udaru nie ma żadnych wcześniejszych objawów, które by go zapowiadały, tak jak to ma miejsce np. w przypadku zawału serca.

– Czasem jesienią miałem bóle głowy, ale dziś trudno powiedzieć, czy miało to jakikolwiek związek z udarem. Jeden mądry lekarz powiedział mi, że mogło być tak, że miałem jakiś mały uraz i jakiś mały krwiaczek zatrzymał się gdzieś w żyłach. Po jakimś czasie ruszył się i spowodował udar. Dlaczego się nie rozpuścił? Przecież żyłem zdrowo. Nie palę już od 15 lat.

Jak sobie radzić

Z wózka zrezygnował szybko.

– Woziliśmy go ze sobą, ale nigdy nie wyciągaliśmy z samochodu – opowiada. Teraz na zakupach pomaga mu zwykły wózek zakupowy, na którym można się wesprzeć. Po wyjściu ze szpitala trzeba było też na nowo dogadać się z rodziną. Pan Krzysztof stał się nerwowy, z kolei pozostałym członkom rodziny niełatwo było zrozumieć ile wysiłku kosztuje go zrobienie kilku kroków, czy wejście do samochodu. Ale trafiło na upartego.

– Kiedy już drugi miesiąc leżałem w łóżku, zacząłem się zastanawiać: kiedy ja w końcu zacznę znowu chodzić?! Na początku to było moje największe marzenie. Na oddziale warszawskiej kliniki przy Sobieskiego mamy taki korytarzyk, który nazywamy „droga przez mękę”, na jego ścianach są kreski i każdy chory zaznacza ile przeszedł odkąd zaczął chodzić.

Po wyjściu ze szpitala zaczęły piętrzyć się problemy. Pierwszy – z czego teraz żyć? Jak z niewielkiej renty zapłacić rachunki, czy utrzymać dwóch dorastających synów?

– Z pomocą przyszła mi prezes Carpolu, dużej firmy, która zajmuje się adaptacją samochodów na specjalne zamówienia, jak bankowozy, czy auta do przewozu niepełnosprawnych. Przyjaźniliśmy się i przez wiele lat współpracowaliśmy. Kiedy dowiedziała się, co mi się przytrafiło i że próbuję pracować w spółdzielni inwalidów, za jakieś absurdalne wynagrodzenie, powiedziała: przyjdź do mnie!
Pomoc okazała też dyrekcja szkół w Milanówku, do których chodzili i chodzą synowie.
Nieoceniona była też pomoc specjalistów – lekarzy i rehabilitantów z warszawskiej Kliniki Neurologicznej przy ul. Sobieskiego.

Przemyśleć każdy krok

Człowiek po udarze funkcjonuje nieco inaczej, ale świat najczęściej o tym nie wie. Dlatego trzeba starać się przystosować.
– Początkowo musiałem dosłownie przemyśleć każdy krok, jaki mnie czeka po wyjściu z domu. 

Z Zakrzewski1

Ile kroków muszę zrobić, czy po drodze będą schody. Dziś najbardziej przeszkadza mi, że nie działa mi lewa ręka. Oczywiście nauczyłem się funkcjonować bez tego, np. wrzucać kierunkowskaz w samochodzie prawą. Ciało samo dostosowuje się do tego, że jakichś funkcji brakuje. Przy zamykaniu bramy pomagam sobie nogą, przy zapinaniu zamka kurtki – zębami. – Kiedy wnoszę kawę po schodkach do sypialni, stawiam kubki co trzy schodki i idę powoli do góry. Dla zdrowego człowieka to żaden wyczyn, dla mnie to prawdziwe osiągnięcie – opowiada pan Krzysztof. – Staram się kupować chleb krojony, ale jak go nie mam, to po prostu urywam sobie pajdę, do tego pętko kiełbasy. Sam się z siebie śmieję, kiedy jem takie danie. Kiedy mam jechać autobusem biorę ze sobą laskę, żeby kierowca widział, że mogę mieć problem ze wsiadaniem i zawsze wsiadam przez pierwsze drzwi, żeby mnie widział.

Pomagać innym

Pan Krzysztof zawsze kochał samochody. Ma pięknego zabytkowego Peugeota 404, którego kupił przez sentyment. Taki samochód miał kiedyś jego dziadek, który był taksówkarzem. To był pierwszy samochód zagraniczny, jakim jechał w dzieciństwie. Ostatnio jeździł nim tylko raz w roku na zlot starych samochodów.

– Chciałbym pojechać nim na kolejny zlot, choćby po to, żeby pokazać innym, że jak się czegoś chce, to można tego dokonać, mimo przeciwności – mówi.

Dodaje, że myśli o założeniu koła wsparcia dla ludzi, którzy przeszli to samo co on, żeby im pomagać, żeby wymieniać się przydatnymi informacjami i wspierać się w walce z wyzwaniami codzienności.

Pobierając ten darmowy poradnik zgadzasz się na otrzymywanie newslettera. Będziemy Cię informować o nowych artykułach, wywiadach i spotkaniach online z osobami, które przeżyły udar. Dzięki temu nie ominie Cię wartościowa rozmowa z ekspertem czy informacja na temat ważnych zmian związanych z lekami, czy rehabilitacją.

Przeczytaj również…