Pan Marek Pisarek ma 34 lata. Pracuje na stanowisku kierowniczym – odpowiada za prawidłowe funkcjonowanie działu transportu, zarządza dwustoma pojazdami i pracą wielu osób. Niewykluczone, że ta niezwykle stresująca praca przyczyniła do udaru, który przeszedł na początku czerwca 2016 roku.
Pan Marek siedział w fotelu w domu, gdy nagle poczuł mrowienie nóg oraz lewej ręki. Cała lewa strona ciała, język i zdolność mówienia zostały zablokowane.
– To dziwne uczucie, gdy ciało odmawia posłuszeństwa, a lewa strona się blokuje. Ciężko się do tego przyzwyczaić. W moim wieku coś takiego nie powinno się przydarzyć… – przyznaje Pan Marek, który leczy się na oddziale udarowym Centrum Zdrowia w Mikołowie.
Szczęśliwie dla niego, udar nie był ciężki, a jego skutki nie wpłynęły znacząco na codzienne funkcjonowanie. Jedynie chodzenie po schodach stało się teraz nieco problematyczne. Podczas tej czynności Pan Marek odczuwa niedowład, twierdzi jednak, że to kwestia psychiki, a nie faktycznego problemu fizycznego.
Zaniedbanie zdrowia
Pan Marek od 3 lat cierpi na nadciśnienie. Gdy trafił do szpitala, jego ciśnienie wynosiło 230/150 i to po wzięciu porannych leków. Po kilku dniach spędzonych na pododdziale udarowym poziom ciśnienia obniżył się do 130/80 i utrzymuje się w granicach normy. Pan Marek zawdzięcza to nie tylko lekom, ale też spokojowi panującemu w szpitalu.
W jego przypadku wskazana byłaby utrata wagi. W przeszłości kilkukrotnie chciał się udać do dietetyka, niestety za każdym razem brakowało na to czasu. Dopiero udar sprawił, że myśl o wizycie u dietetyka i planowaniu odżywiania stała się natrętna. Tym razem naprawdę planuje odwiedzić dietetyka. Liczy na to, że uda się wypracować dietę, która będzie kompromisem między zdrowym żywieniem, a ulubionymi daniami.
– Katowanie się jest bez sensu. Po to jest życie, żeby czerpać z niego przyjemności – mówi.
Praca bez wytchnienia
Praca potrafi być niemal zabójcza. W swoim odpowiedzialnym zawodzie, Pan Marek od ośmiu lat praktycznie nie ma chwili wytchnienia. Nawet gdy jest w domu, często musi odbierać telefony z pracy i rozwiązywać problemy. Dopiero po północy ma wolne. Mimo że chciałby żyć w inny sposób, na co dzień nie jest w stanie rozgraniczyć pracy i życia osobistego.
– Problemy zawodowe trafiają pod dach i w domu pojawiają się nerwy. Praca jest ze mną cały czas. Mam problemy ze spaniem –przyznaje.
Specyfiką jego branży jest duża rotacja pracowników. Nieustannie trzeba wprowadzać nowych, informować o wszystkim i sprawdzać ich wydajność. To pochłania dużo czasu i nerwów.
– Odpowiadam za bardzo dużo rzeczy w pracy. Później to siedzi w głowie. Żyję w stresie, a telefon to główny problem. Czasem go wyłączam, bo ileż można. Zdarzyło mi się rozwiązywać jeden poważny problem i wtedy rozmawiałem przez telefon 12 godzin, z niewielkimi przerwami – wspomina Pan Marek.
Zmiana priorytetów
Udar sprawił, że Pan Marek musiał poważnie przemyśleć swoje życiowe priorytety. Choć praca jest ważna, chce ją odsunąć na bok i gdy przebywa w domu, skupić się tylko na rodzinie i odpoczynku. Planuje zmienić tryb życia, zwiększyć ilość ćwiczeń.
–Ciało mam tylko jedno. Nie jestem samochodem, który pójdzie do serwisu i wymieni sobie wszystko, co nie działa –mówi. Na własnym przykładzie przekonał się, że słowa „dbanie o siebie jest ważne” to nie pusty frazes i nie chodzi tu tylko o ruch i dietę.
– Powinniśmy się mniej stresować. Myślę, że stres to główna przyczyna mojego udaru – sugeruje. Nikomu nie życzy udaru i zapewnia, że lepiej zapobiegać niż leczyć.
Gdy tylko ma chwilę, Pan Marek spędza czas z rodziną, z dwójką dzieci – półtorarocznym synem i ośmioletnią córeczką. Chce wynagrodzić swoją nieobecność spowodowaną pracą dzieciom, dlatego spędza z nimi sporo czasu na świeżym powietrzu w dużym przydomowym ogrodzie. Chce być z nimi jak najdłużej.
– Córka codziennie dzwoni, martwi się. Bardzo za mną tęskni – przyznaje.
Aby oderwać się od pracy i zadbać o zdrowie, w wolnych chwilach dużo jeździ na rowerze.
– Rower to dla mnie wszystko. Lubię robić sobie dłuższe wycieczki, na przykład do Wisły – mówi. Trasa do Wisły to około 70 kilometrów w jedną stronę. W niektóre dni jeździ do pracy na rowerze.
Tekst: Aleksandra Bąk