Sławomir Frączek jest emerytowanym górnikiem. Pod ziemią przepracował 25 lat – niemal połowę swojego życia. Mimo że w ciągu trzech miesięcy przebył aż dwa udary, nie traci pogody ducha. – Jeśli żona mi pozwoli, to chciałbym kupić sobie motor – zapowiada.
Pierwszy udar nastąpił jeszcze w pracy – podczas śniadania. Ręka pana Sławomira opadła bezwładnie. Niedowład lewej ręki i lewej nogi trwał ponad pół godziny.
– Drugi udar też nastąpił przy jedzeniu, przy obiedzie. Ręka znów zrobiła się bezwładna, odebrało mi mowę. Nie mogłem przełknąć jedzenia, więc wszystko wyleciało mi z ust. Moja twarz się wykrzywiła –wspomina pan Sławomir.
Po pierwszym udarze spędził osiem dni w szpitalu bez skierowania na rehabilitację. Wszelkie dolegliwości przeszły po około czterech godzinach, a jedyną niedogodnością było uczucie „ciężkiej ręki”, jednak zdolności manualne pozostały w normie. Po tym wydarzeniu pan Sławomir wprowadził zmiany do swojego trybu życia, przez jakiś czas stosował specjalną dietę, w ostateczności jednak powrócił do starych nawyków. Drugi udar skutkował problemami z mową, które szybko minęły, bo już po czterech godzinach od trafienia do szpitala. Nie pojawiły się inne dodatkowe problemy zdrowotne, więc postanowił nie korzystać z rehabilitacji, mimo że proponował mu to lekarz prowadzący.
„Przymusowa” emerytura złotej rączki
– Jestem „emerytem pracującym”– mówi o sobie pół żartem pan Sławomir. Jako górnik, szybko przeszedł na emeryturę, jednak należy do osób, które nie lubią się nudzić, w związku z czym od zakończenia pracy zawodowej w 1998 roku podejmował się różnych zajęć – był m.in. kierowcą i budowlańcem, malował mieszkania, podwieszał sufity, robił gładzie. Do niedawna, w ramach firmy zewnętrznej, zarządzał brygadą ludzi odpowiadających za konserwację sprzętu i utrzymanie terenów zielonych na kopalni. Planował pracować w ten sposób do końca wakacji, jednak drugi udar przekonał go, że nadszedł czas na odpoczynek.
– Po drugim udarze przymusowo zakończyłem pracę – śmieje się pan Sławomir. – Od teraz ważne będą dla mnie trzy rzeczy: odpoczynek, odpoczynek i jeszcze raz odpoczynek. Udar dwa razy w ciągu trzech miesięcy dał mi do myślenia. Może należy dać już sobie spokój – mówi.
Dodaje jednak, że najprawdopodobniej nie zrezygnuje z drobnych remontów, czy napraw w domu, bo majsterkowanie to jego hobby. Sam skonstruował np. grill ogrodowy. Jedynym „słabym punktem” pana Sławomira są urządzenia elektroniczne. Mimo, że ma w domu komputer i nawet jego żona chętnie z niego korzysta, szukając przepisów kucharskich, czy porad domowych, on sam nie chce mieć z tym nic wspólnego.
– Jestem troszkę zacofany. Wolę coś zmajsterkować, coś porobić niż siedzieć bezczynnie przed komputerem. To zjadacz czasu. Lepszy jest rowerek i jazda do lasu!– śmieje się.
Piłka, góry i rower
Pan Sławomir ma różne zainteresowania. Lubi oglądać filmy przyrodnicze, a także piłkę nożną.
– Kibicuję zespołom z całego świata, w szczególności niemieckim i hiszpańskim, a także naszej reprezentacji na Euro. Lubię oglądać dobrą piłkę.
Dwa razy w roku jeździ w góry, a w podróże udaje się z żoną. Szczególnie lubi Szczawnicę i Krynicę Zdrój. Najlepszy okres na wycieczki to początek czerwca i wrzesień, gdy nie ma jeszcze sezonu wakacyjnego i jest spokojnie. Poza podróżami po Polsce, Pan Sławomir ma na koncie także wyprawy za granicę, które nauczyły go docenienia rodzinnych stron.
– Gdy skończyłem pracę zawodową, jeździłem do Belgii, Holandii, Francji czy Niemiec. Muszę przyznać, że wszędzie fajnie, ale w Polsce najlepiej! Jest tyle miejsc do zwiedzania, że nie ma co wywozić złotówek za granicę.
Poza tym bardzo lubi jeździć na rowerze. Uważa to za optymalną formę ruchu i dbania o zdrowie. W weekendy przemierza w ten sposób prawie 70 kilometrów.
– Na rowerze więcej się dostrzega niż w aucie, bo wolniej się jedzie.
Genetyka bywa nieubłagana
Pan Sławomir z przyczyn wrodzonych znajduje się w grupie ryzyka. Problemy z nadciśnieniem ma odkąd skończył 25 lat. To schorzenie rodzinne. Jego rodzice zmarli na zawał, bracia chorują na serce. Wie, że aby uniknąć ponownych udarów powinien zmniejszyć masę ciała, jednak upodobania żywieniowe mu tego nie ułatwiają – gustuje w kuchni polskiej, bogatej w potrawy tłuste, mięsne czy z grilla, a nie przepada za śródziemnomorską, pełną lekkich dań i owoców morza.
– Jak się do tego przekonać? Kiedyś żona zrobiła mi krewetki, ale nie dało się tego jeść– przyznaje ze śmiechem.
Planuje udać się do restauracji serwującej takie specjały, co być może przekona go do wprowadzenia ich do diety. Chce także zmniejszyć ilość spożywanego mięsa pieczonego i zastąpić je gotowanym.
Udar zmienia życie
Udar wpłynął na przemyślenia i plany Pana Sławomira. Docenia to, co ma. Wie, że mógł ciężej przejść udary, doznać znacznego niedowładu, jak jego siostra.
– Mogłem być sparaliżowany. Trzeba się oszczędzać i dużo odpoczywać. Szkoda, że pylica nie pozwala mi się forsować podczas wspinaczek – mówi. Pylicy nabawił się w pracy, tak samo jak choroby wibracyjnej. Te choroby oraz udary nauczyły go, że najważniejsze jest dbanie o własne zdrowie, a praca powinna pozostać na drugim planie. Obecnie dla Pana Sławomira najważniejsze jest zapobieżenie kolejnemu udarowi. Choć dwa pierwsze udary były łagodne, nie chce ryzykować trzeciego. Na własnym przykładzie przekonał się, jak kruche jest życie ludzkie.
Pan Sławomir skupia się na pozytywach. Nie roztrząsa problemów zdrowotnych, woli działać.
–Od dwóch miesięcy zapuszczam brodę, bo mam w planie kupić sobie motor. Chcę wyglądać, jak wszyscy starzy, którzy jeżdżą na motorach. Mówię żonie, że zrobię sobie warkoczyk na brodzie– śmieje się. Zapewnia jednak, że nie odstawi roweru, którym jeździ dla zdrowia.