No więc postanowiłam przekazać Wam historię Mikołaja… Pewnego dnia przyszedł do mnie Pan Bóg i powiedział, że na pewien czas musimy się pożegnać, ponieważ jest na ziemi ktoś, kto bardzo potrzebuje właśnie mnie. Wyobraźcie sobie jakie było moje zdziwienie… MNIE? Właśnie MNIE? Ale mój dotychczasowy Ojciec był przekonany, że to właśnie JA powinienem pojawić się w pewnej rodzinie, która z wielką nadzieją starała się o drugie dziecko….
Pierwszym była piękna 5 letnia dziewczynka pragnąca rodzeństwa, którym mogłaby się opiekować.
Jej tata i mama mieli w sobie tyle miłości, że zapragnąłem być wśród nich.
Dorastając w brzuchu mamusi słyszałem ich głosy. Śpiewali mi, głaskali, przytulali. Urodziłem się 13 kwietnia 2017 roku. Moja mamusia bardzo dbała o mnie, dlatego urodziłem się bardzo dużym (4.180 g.), silnym i zdrowym chłopcem. W szpitalu byliśmy troszkę dłużej niż większość dzieci, bo moja skóra była żółta i musiałem poleżeć w inkubatorku. Gdy wróciliśmy do domku dni płynęły spokojnie-najczęściej w ramionach mamusi, w wózku na spacerze lub na wspólnych zabawach z moim tatusiem i siostrzyczką Kalinką. Po wielkiej zabawie, na której była cała moja rodzina a na którą moja mamusia mówiła “Chrzest” zaczęła boleć mnie główka.
Rodzice byli bardzo zmartwieni, bo nie wiedzieli, dlaczego płaczę i poprosili Pana Doktora, aby przyjechał i ze mną porozmawiał. Niestety on też nie zrozumiał, jak mówiłem co mnie boli. Bardzo się starałem być grzeczny, ale nie pomagały mi ramiona mamusi, piosenki a nawet przytulanie. Gdy zacząłem wymiotować rodzice zabrali mnie naszym autkiem do szpitala. Tam także nie zorientowali się od razu, dlaczego płaczę a ja już nie miałem siły im tłumaczyć. Wbijali mi igły i podłączali coraz więcej sprzętu a im więcej czujników mnie “oglądało” tym więcej ludzi w białych fartuchach było przy mnie.
Chciałem, żeby mamusia trzymała mnie za rączkę, ale ona stała przy oknie jakby była z kamienia, ściskała rękę tatusia tak mocno, że była biała i odpowiadała takim dziwnym głosem na pytania… Gdy przyszedł Pan, którego nazywali “z eRki” i powiedział, że zabiera mnie na TK głowy nie mogłem już wytrzymać i zamknąłem oczka a moje ciałko wygięło się dziwnie. Wydawało mi się, że mamusia zaczęła krzyczeć a tatuś płakał, ale nie jestem pewien, bo przecież oni nigdy tak nie robią…
W mojej główce rozbrzmiewały szybkie kroki, krzyki, głośny sygnał karetki, ale może mi się to śniło… Dziwna rzecz się stała, jak otworzyłem oczka, bo… one chyba się nie otworzyły!!! Słyszałem rodziców obok mnie, czułem ich dotyk i zapach mamusi, ale nie widziałem jej buzi… Ani brody i oczu tatusia. Codziennie słyszałem rodziców jak rozmawiali między sobą i z innymi głosami i mówili nowe słowa: wylewy, uszkodzenie mózgu, stan krytyczny, respirator, kora wzrokowa… bardzo dużo tych nowych słów było.
Mamusia cały czas mi mówiła, że muszę być silny i jeżeli przeżyję to ona się tym wszystkim zajmie a tatuś powtarzał… Oj to nasza męska tajemnica 🙂
Na całe szczęście trafiłem na wspaniałych ludzi, którzy pomagają mi wrócić do formy, którzy nie przekreślili mnie po tym wszystkim i którzy widzą, że mimo wszystko idę do przodu i rozwijam się świetnie. Blokuje mnie wzrok-ciągły mrok, który dzięki intensywnym rehabilitacjom jest coraz bardziej zabawny, bo przybiera różne kształty i kolory, ale to wszystko jest jeszcze niewyraźne…
Agata Klimowicz, mama Mikołaja