Październikowy wyjazd do Brennej zakończył nasz cykl ubiegłorocznych wyjazdów “Szlakiem Udaru”. Ufam, że przeżycia uczestników, zdobyte doświadczenia, walka ze swoimi demonami – wzmocniła wszystkich i pokazała, ile siły w nich tkwi. Ogromną satysfakcję dało mi to, że mogłam być jedną z nich.
W ubiegłym roku znalazłam w swoim pogmatwanym życiu – czas, siłę i motywację by wrócić ponownie w moje ukochane góry i tym razem na swoich zasadach. Po pierwszych wędrówkach i rozmowie z Przemkiem Beliniakiem – aktywnym Przewodnikiem Górskim, który sam jest osobą po udarze, postanowiliśmy spróbować przelać nasze pasje na innych ludzi z naszej udarkowej grupy.
Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę i już od lutego 2022 ruszyliśmy z naszym projektem „Szlakiem Udaru”.
Marzec: Brenna na zimowo
Pierwszy wyjazd był wyjazdem zimowym, 5 marca 2022 roku pojechaliśmy do Brennej, gdzie poszliśmy do Chaty Grabowej. Było trudno, pierwszy wyjazd, pierwsze zmęczenie, śnieg i walka z lękami. Ale cała ekipa dała radę i wszyscy dotarli do Chaty Grabowej na zasłużony posiłek.
Bałam się, że uczestnicy wyprawy się zniechęcą i poprzestaną na tym wyjeździe, ale moje obawy były mylne – dodało im to tylko wiatru w skrzydła i po wyleczonych zakwasach ochotę na więcej. Szczególnie podziw wzbudził we mnie Jakub, który pomimo potknięć dzielnie dotarł do końca szlaku.
W międzyczasie okazało się, że do naszej inicjatywy dołącza Fundacja Pomóc Więcej, która sfinansowała nam kolejne wyjazdy w ramach realizowanego projektu unijnego.
Wielka była nasza radość, krótka burza mózgów i już zaplanowałam kolejny wymarsz.
Kwiecień: Magurka bez śniegu
W kwietniu ruszyliśmy na Magurkę Wilkowicką (909m n.p.m.). Tym razem już bez śniegu, słoneczko nam wesoło przygrzewało. Po zdobyciu szczytu zrobiliśmy sobie piknik – przy rozpalonym ognisku piekliśmy kiełbaski ku uciesze naszej grupowej smakoszki Moniki… 😀
Maj: z Żaru na Kiczerę
W maju czekało nas olbrzymie wyzwanie. Zaplanowałam wycieczkę na górę Żar z przejściem na Kiczerę. To było naprawdę coś! Kto nie czuł się na silach wjechał kolejką. Justyna i Dorota poszły ze mną szlakiem pod wyciągiem na Żar. Kto był ten wie jaka tam stromizna. Dziewczyny znakomicie dały sobie radę. Byłam dla nich pełna podziwu, bo były po prostu niesamowite!
Po odpoczynku pod schroniskiem i skorzystaniu z miejscowych atrakcji, cała grupa ruszyła w dalszą drogę. Część asfaltem zeszła do samochodów i zaczekała na resztę uczestników, która przed sobą miała jeszcze szlak na Kiczerę.
Było długo, męcząco, czasami oczami wyobraźni widziałam dymki nad ich głowami „Olga zamorduję cię!”, ale widoki jakie spotkały nas na szczycie wynagrodziły wszelkie trudy. Zmęczeni, ale szczęśliwi dotarliśmy do samochodów i wróciliśmy do domu w oczekiwaniu na kolejną przygodę.
Czerwiec: Sobótka na Soszowie
A ta czekała na nas już w czerwcu, kiedy wybraliśmy się na Noc Świętojańską organizowaną przez schronisko na Soszowie. Cześć uczestników wjechała kolejką, a reszta poszła urokliwym szlakiem by pobawić się w słowiańskich klimatach. Pogoda była przecudna, atmosfera przednia w powietrzu pachniało zbieranymi przez nas ziołami i latem.
Ten wyjazd był inny – bo pierwszy z noclegiem. Po imprezie w schronisku ruszyliśmy na kwatery do Gościńca Zjazdowego pod Stożkiem. Tam ugościł nas miło gospodarz Kamil – przy wieczornym ognisku z pieczeniem kiełbasek.
Dzieci, które były z nami miały mega atrakcję – otóż mogły przenocować w namiocie, który przywiozłam tam tydzień wcześniej, a który rozłożył nam właściciel przed naszym przyjazdem.
Na tym wyjeździe pierwszy raz była z nami Karina z rodziną – cudowna empatyczna kobietka która przez kilka lat opiekowała się ukochaną mamą po udarze. Osoby, które znają temat wiedzą, że w momencie wystąpienia udaru nie choruje tylko “udarek”, ale też cała rodzina. Dlatego uważam, że opiekunom należy się równorzędne wsparcie.
Na drugi dzień pojechaliśmy do Centrum Wisły, ale upał nie pozwolił na długie spacery, więc kolejny raz zmęczeni, ale szczęśliwi wróciliśmy do domów.
Lipiec: czas się schłodzić
Kolejna inicjatywa tym razem odmienna, ale też jak na lato przystało postanowiłam, że trzeba trochę się schłodzić. Dlatego tym razem pojechaliśmy do Dzierżna na dwudniową wycieczkę, gdzie główną atrakcją był rejs żaglówką.
Niby nic. Ale dla osób po udarze, z których każdy walczy ze swoimi lękami i obawami jak np. Gośki …” bo buja !”… – to było niezłe wyzwanie. Był to chyba najliczniejszy wyjazd. Wieczorne ognisko i biesiada – zorganizowana przez Marka, z którym wcześniej omawiałam cała tą imprezę oraz nocleg w ośrodku Maytur na długo zostaną w naszej pamięci. Mojej na pewno, bo dostałam od moich udarków przecudowny prezent urodzinowy które obchodziłam dwa dni wcześniej. Byłam bardzo wzruszona i zaskoczona. I tu z tego miejsca jeszcze raz dziękuję!
Na tym wyjeździe poznałam też Adama, który w kolejnych wycieczkach został naszym kierowcą. Bardzo ułatwiło mi to organizację kolejnych wyjazdów.
Wyjechaliśmy stamtąd roześmiani i paradoksalnie również z zakwasami, z tym, że nie po wędrówkach a po wieczornych tańcach.
Sierpień: Korbielów z przykrą „niespodzianą”
Kolejny wyczekiwany wyjazd choć troszkę pomieszany ze smutkiem był w sierpniu – jechaliśmy na dwudniowy pobyt do Korbielowa.
Czemu smutny? Pogoda nie dopisała i nie zrealizowaliśmy planów, dodatkowo córka jednej z uczestniczek się rozchorowała – COVID. Przykra i stresująca sytuacja…. na szczęście obyło się bez dodatkowych powikłań i zakażeń.
Pojechaliśmy tylko do Slanej Vody – tam zdjęcia na olbrzymiej ławeczce i szybki powrót, bo deszcz nas przegonił. Załapaliśmy na ciepły posiłek w miejscowej Karczmy i potem już integracja w pensjonacie gdzie prym wiodła dusza towarzystwa, analityczny szpiegowski umysł 🙂 czyli nasze ciało pedagogiczne – Aleksandra!
Niestety nie mamy wpływu na wszystkie okoliczności więc pomimo perturbacji uważam, że finalnie również było dobrze.
Wrzesień: ekstremalne Skałki Rzędkowickie
Następna wycieczka była już we wrześniu tym razem Skałki Rzędkowickie. Powiem tak: szlak krótki ale totalnie ekstremalny. Dał nam popalić, zwłaszcza, że wśród uczestników były 3 osoby z niedowładami, które potrzebowały szczególnej asysty (Czesiu, Urszula i Monika).
Tym niemniej ich zacięcie i wola wejścia na szczyt była wręcz nieprawdopodobna. Po zejściu pojechaliśmy na rybkę do Złotego Potoku i stamtąd już na nocleg do ośrodka JuraFlorek który nas ugościł wraz z Fundacją Dobro Jest w Nas.
W ośrodku czekał na nas obiad, a wieczorem zrobiliśmy sobie grilla i dyskotekę. Tańcom i śmiechom nie było końca.
Na kolejny dzień był zaplanowany spływ kajakowy, niestety pogoda i tym razem nam nie dopisała. A że zimno nie sprzyja spastyce – poprzestaliśmy na porannym grzybobraniu.
Październik: Szlakiem Utopca
W październiku podjechaliśmy ponownie do Brennej, ale tym razem szliśmy w ciepłym jesiennym klimacie Szlakiem Utopca do Chaty Grabowej i powrót innym szlakiem. Stromym szlakiem! Dla niektórych z tego powodu był bardzo wymagający. Po zejściu pojechaliśmy do ośrodka Hucuł gdzie nocowaliśmy, a wieczorkiem integracja przy ognisku i dźwiękach muzyki.
Następnego dnia czekała na nas nie lada atrakcja – SPA – w hotelu Kocierz, gdzie mogliśmy skorzystać z zasłużonego relaksu w basenie, saunach i grocie solnej. Po tej dawce lenistwa podjechaliśmy na obiad, by potem rozjechać się do domów.
Jednym z kierowców był nasz udarkowy Andrzej, który niejednokrotnie wspomagał nas w transporcie w naszych wyprawach.
Dziękujemy Fundacji Pomóc Więcej!
Ten wyjazd zakończył nasz cykl ubiegłorocznych wyjazdów w ramach projektu Szlakiem Udaru.
Tu wielki ukłon w stronę „Fundacji Pomóc Więcej” że umożliwiła nam jego realizację na taką skalę!
Będzie jeszcze jedno spotkanie – wręczenie odznak PTTK. I to już niebawem. Ufam, że przeżycia uczestników, zdobyte doświadczenia, walka ze swoimi demonami – wzmocniła wszystkich i pokazała, ile siły w nich tkwi.
Obserwowałam jak wiele daje integracja, jak ludzie rozkwitają w towarzystwie, jak giną lęki a wzmacnia się poczucie własnej wartości. Bo potrafią! Bo mogą! Bo nie są wykluczeni pomimo niesprawności! Dało mi to ogromną satysfakcję w szczególności to, że mogłam być jedną z nich.
Kosztowało mnie to wiele czasu, emocji, planowania, prowadziłam wielogodzinne rozmowy z ośrodkami, schroniskami, obsługą wyciągów – by na każdym etapie wycieczki móc zapewnić im komfort i bezpieczeństwo. Wcześniej sama też sprawdzałam niektóre szlaki by móc dobrać poziom trudności do możliwości.
Przyznam, że z końcem roku byłam zmęczona, tym bardziej, że oprócz tego projektu realizowałam jeszcze inne mi. Nordic Walking z ludźmi, o innym typie niepełnosprawności. W te wydarzenia wplatała się moja pasja chodzenia o górach. Zdobyłam ponad 40 szczytów w tym kilka z wyzwania jakie podjęłam w maju 2022, czyli zdobycie Korony Gór Polskich.
Czy zrobiłabym to jeszcze raz? Zdecydowanie tak! Niebawem rusza kolejny projekt – ku pamięci Franka 17-letniego zdrowego chłopca, który zmarł na wskutek udaru krwotocznego.
Ale to to już osobna historia, którą dopiero będziemy tworzyć!
Napisała dla Was Olga Kaczmarek🌿❤️