Dniem premiery mojego „Uwiezionego krzyku” był 18 września 2019 roku. Po dwóch dniach redaktor prowadząca napisała: „Pani Aniu proszę usiąść… Mamy dodruk.”
W międzyczasie przeprowadziliśmy się, a ja czekałam na korekty, poprawki. Cieszyłam się, ponieważ było to dla mnie nowością, poprawiać to, co napisałam emocjami a nie rozsądkiem (często tak bywało). Byłam bardzo ciekawa jak to wszystko będzie ostatecznie wyglądało.
Pani, która zajmowała się korektą mojej książki była fenomenalna. Nie miałam wielu poprawek, najczęściej to były błędy stylistyczne, takie jak zła odmiana przez przypadki. Całe życie się człowiek uczy, to czego nie pojęłam w szkole, szybko mi weszło w nawyk przy redagowaniu 🙂
Korektorka była przemiłą osobą, bardzo ciepłą, mądrą i umiała tak rozwinąć niektóre zdania, że sama tego bym lepiej nie zrobiła. Czasem miałam wrażenie, że czyta mi w myślach, chociaż nigdy nie poznałyśmy się osobiście. Dodatkowo nauczyłam się czytać tekst bez zrozumienia, wyłapując tylko te błędy.
Widziałam tak:
(tekst książki) błąd ____ (tekst) ______ popraw _______ (tekst) ________ ______ _________ _____ _____ _____ przenieś ______ _________ _______ przepisz 🙂 Nie było to łatwe. Dobrze, że mi tak nie zostało.
Nasza współpraca układała się świetnie, a czas premiery książki nieubłaganie nadchodził. Byłam zdenerwowana, podekscytowana – taki rollercoaster. Ja – zwykła rencistka z końca świata zobaczę swoje nazwisko na okładce książki! …. Znaczy nie swoje, po mężu 🙂
Wcześniej zobaczyłam projekt okładki do zaakceptowania, była tak bardzo prawdziwa i wymowna. Zielona roślinka, żywa i chętna by żyć i rosnąć na pustyni życia… Dzisiaj mój ukochany ma tatuaż z tym wzorem.
Dniem premiery mojego „Uwiezionego krzyku” był 18 września 2019 roku. Po dwóch dniach redaktor prowadząca napisała „Pani Aniu proszę usiąść… Mamy dodruk.”
Zaczęły spływać maile. Wywiady mailowe do różnych magazynów, bardzo mi się podobała ta forma, ponieważ przez emocje nadal nie mogę spokojnie się wypowiedzieć na zadane pytania. Albo ryczę albo się śmieję i nie mogę nad tym zapanować. Dostawałam tez wiele wiadomości, maili od czytelników, od rodzin osób chorych, że moja książka pomogła im wiele zrozumieć.
(…) Gratuluję książki! Pięknie napisana. Emanuje optymizmem, mimo ogromu cierpienia który w sobie kryje. Życzę Ci poczucia sensu i spełnienia. Nie przestawaj pisać. Masz dar i taki styl, który wciąga czytelnika. Nie tylko za względu na treść, ale i na formę wyrazu. Wykorzystaj to. (…)
(…) Chcę Pani podziękować za książkę, którą wprost pochłonęłam. Temat jest ważny- myślę, że dla Pani szczególnie. Zrobiła Pani kawał dobrej roboty i proszę o jeszcze (…)
(…) szczerze, prawdziwie, z emocjami i bez owijania w bawełnę. Życzę zdrowia i cieszę się Pani szczęściem (…)
(…) Dziękuję, że Pani to wszystko spisała. Widzę teraz, przez pryzmat książki, jak nie doceniałam tego co mam. Jest Pani dla mnie bohaterką. Podziwiam całym sercem za siłę, za wytrwałość, upór. Panią i Pani rodzinę. Cieszę się niezmiernie, że po wielu latach samotności spotkała Pani swoją drugą połówkę. Życzę wszystkiego co najlepsze. Jest Pani genialna jako człowiek i jako pisarka (…)
(…) dziękuje za świetną książkę, nie da się opisać w paru zdaniach wszystkich emocji jakie mi towarzyszyły przy czytaniu tej książki (…)
(…) Podziękowanie przede wszystkim za trud, to dla każdego niezwykła lekcja pokory. Książka przejmująca, lecz siła woli i walka Pani buduje bardzo i wiele uświadamia (…)
(…) Gratuluję książki. przeczytałam jednym tchem. Ogromny sukces twój (…) cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Tak trzymaj swe stery życia (…)
(…) Dziękuje, że miałaś siłę opisać to wszystko co się przydarzyło. Ta książka otwiera oczy na to co jest ważne w życiu, a także to jakie uczucia targają osobami uwięzionymi w ciele. Jednak Twoja historia daje nadzieję. Dziękuję, że napisałaś tę książkę. (…)
(…) Książka, która daje siłę do życia. Dzięki niej docenisz wszystko co posiadasz. Otwiera szeroko oczy. Bardzo wartościowa. Na takie książki czekam. Podziwiam autorkę. Jest wspaniałą kobietą, od której trzeba i warto się uczyć.
(…) Są takie opowieści, które kompletnie zmieniają nasze życie, przewartościowują wszystko, odwracają do góry nasz nieprawidłowy, często samolubny tok myślenia. Autorka opowiada własną, niesłychanie bolesną, porażającą historię, którą wywołuje ogromny szok, smutek, współczucie, lecz również podziw czy zachwyt. Wielokrotnie zawstydza czytelnika swą waleczną postawą, przypomina, co tak naprawdę ma znaczenie, a co najważniejsze, na własnym przykładzie udowadnia nieobliczalność, niepewność losu i kruchość życia.
“Uwięziony krzyk” jest niesłychanie przejmującą, bolesną, trudną, wzruszającą, prawdziwą historią, obok której nikt nie będzie w stanie przejść obojętnie, zmiękczy nawet najtwardsze serca i pozostanie w pamięci już na zawsze. To książka nadzwyczaj wartościowa, potrząsająca czytelnikiem, nakazująca mu dostrzec piękno świata, docenić, jak wiele posiada i zrozumieć, że nic nie zostało mu dane na zawsze.
Jest napisana lekkim, ironicznym i pełnym humoru stylem, który od razu skradł moje serce. Uroku dodają również emotikony w tekście (zabieg, z którym spotkałam się po raz pierwszy w życiu). (…)
Recenzji na temat mojej książki pojawiło się w Internecie zatrzęsienie, wszystkie pozytywne z kilkoma wyjątkami, które niestety nie były konstruktywną krytyką, no ale tylko ten, co nic nie robi na żadną krytykę się nie naraża. Dowiedziałam się, że nie umiem pisać i nie powinnam tego robić, w zasadzie to było dla mnie oczywiste, ponieważ sama umieściłam taki wpis na okładce książki. Żadna nowość. Nie umiem pisać, ale chciałam się podzielić tą historią i okazuje się, że dobrze zrobiłam, bo nawet nie wiedziałam, że wywołałam tak wielkie poruszenie. A jednocześnie trochę pomogę osobom opiekującym się takimi sparaliżowanymi jak ja kiedyś.
Bardzo chciałam dotrzeć do takich osób i udało się, to wielki sukces. Dla mnie codzienność, a dla osób nie spotykających się z taką rzeczywistością na co dzień, była szokiem. Bardzo dużo ludzi mi dziękowało za podzielenie się nią, dostałam na mnóstwo maili od rodzin chorych, leżących osób. Wśród nich był jeden od Pana, który po udarze choruje na syndrom zamknięcia, komputer napisał do mnie wiadomość reagując na jego ruch gałek ocznych.
Z kolei jakaś czytelniczka napisała mi, że jestem za pogodna i chyba sobie robię jakieś żarty z tej choroby. Bardzo bym chciała.
Pomijając tą ostatnią, wszystkie wiadomości były dla mnie bardzo wzruszające. Naryczałam się podczas pisania książki, a po jej wydaniu ryczałam nadal, bo pojęłam, że ta historia i to co chciałam przekazać ma moc. Tam, gdzie chciałam dotrzeć, dotarłam i sądzę, że wiele osób zastanowiło się nad tym, jak ważne jest to co mamy najcenniejszego – zdrowie. Nad tym, że to co dzisiaj mamy nie znaczy, że będziemy mieć jutro, bo tak naprawdę nie znamy życia ani jego przewrotności, dopóki nas to bezpośrednio nie dotknie.
Telefon ładował kolejne maile, wiadomości, powiadomienia a ja byłam szczęśliwa, ale potwornie zmęczona, nie umiem się zrelaksować ani wyciszyć, bałam się dźwięku messengera, powiadomienia o nowym mailu, bo moja obowiązkowość kazała mi siadać i odpisywać wszystkim. Z kolei cały czas ta sama obowiązkowość nie pozwalała mi na jakikolwiek luz i odpoczynek, bo wtedy, kiedy mogłam odetchnąć i wyjść przed dom, pooddychać świeżym powietrzem i poczytać na ławeczce, nie wyszłam tylko padałam na drzemkę, chyba było to też odstresowanie.
Ale wszystko razem wpływało na to, że nie mogłam zasnąć w nocy, rano wstawałam zmęczona, w dzień byłam napięta, że czegoś nie zdążę zrobić, odpisać, udzielić wywiadu czy zająć się domem. Byłam rozdrażniona tym, że nie umiem sobie radzić ze stresem, a jednocześnie bardzo mnie cieszyło to zainteresowanie i wyrazy sympatii. Chwilę później to się trochę martwiłam, bo spotkanie z osobami spoza mojej strefy komfortu, czyli obcymi było nieuniknione i zbliżało się bardzo szybko (miałam umówione spotkanie na sesję zdjęciową i wywiad z redaktorem u mnie w domu i „Dzień Dobry TVN”) Emocjonalna huśtawka, wszystkiego po trochu. Jeszcze nie wiedziałam o co chodzi, a już byłam zdenerwowana. Cała ja. No ale przecież sama chciałam 🙂
Nie wiem skąd takie zawieszenie u mnie, może do mnie dotarło co ja nawyrabiałam?? Książkę czytałam niezliczoną ilość razy przy redagowaniu i raz (z ciekawości jak to wygląda jak jest ułożone) fizycznie ją trzymając. Ale ostatnio mnie nosi, żeby do niej wrócić, nadal dostaję wiadomości, że warto ją przeczytać 🙂
Pisała dla Was Anna Naskręt